Skip to main content

Kiedy w roku 2015 system automatycznego strojenia został standardowym wyposażeniem prawie wszystkich gitar Gibsona, zamiast radości ze spełnionego marzenia, dał się słyszeć głównie lament niezadowolonych. Czy odsądzony od czci i wiary G Force to wciśnięty na siłę bubel, a próby popularyzacji tego typu rozwiązań są marketingowym samobójstwem?

Aby z gitary mogła wydobywać się muzyka, strunami musi przestać rządzić chaos. Elektroniczne tunery już dawno temu sprawiły, że nawet jeśli słoń nadepnął nam na ucho, możemy nastroić swój instrument szybko i precyzyjnie. Okazuje się, że to jednak za mało. Skoro zaczynamy jeździć już automatycznie parkującymi samochodami, czemu nie mielibyśmy grać na gitarach, które stroją się same?

Prób skonstruowania takich instrumentów nie było w historii wiele, choć buńczuczne zapewnienia, że Gibson dokonał tego jako pierwszy są oczywiście kłamstwem. Pewną karierę zrobił przecież system The Performer, stworzony już pod koniec lat osiemdziesiątych przez firmę TransPerformance (od 2008r. znaną jako Axcenttuning) i rozwijany w budzący politowanie sposób do dzisiaj. Wynalazek pomagał promować Jimmy Page, ale drogie, wieloelementowe i przerażająco inwazyjne urządzenie, które w dodatku wyglądało jak zdjęta z kombinezonu Dartha Vadera aparatura podtrzymująca życie, nie miało żadnych szans na sukces rynkowy.

System 'The Performer’

Właściwa historia stroików, które trafiły w ostatnich latach do gitar Gibsona zaczyna się w roku 2005. Wtedy to nieznany nikomu gitarzysta Chris Adams postanowił wytoczyć przeciwko wiecznie rozstrojonym strunom swojej gitary ciężkie działa niemieckiej mechatroniki. Tak powstało niewielkie przedsiębiorstwo Tronical z siedzibą w Hamburgu, które już wkrótce mogło pochwalić się pierwszymi owocami swojej pracy.

Kiedy niemieccy inżynierowie opracowywali system automatycznego strojenia, u Gibsona zaczynał się już powoli odwrót od konserwatywnej doktryny, nakazującej bezwzględnie szanować tradycję. W dziale marketingu rodziła się chęć stworzenia nowoczesnej, bardziej ekspansywnej strategii reklamowej, podobnej do tych, które stosują firmy z branży nowych technologii. Wkrótce żądza zmian wzięła górę nad ostrożnością i stopniowo w specyfikacjach stonowanych dotąd gitar pojawiać się zaczęły znane wszystkim innowacje od komór rezonansowych po elektronikę na płytce drukowanej. Stworzyły one (nie bez drobnych potknięć) zupełnie nowe możliwości segmentowania produktów i sposobu ich promowania. Na tym jednak, jak się okazało, firma nie zamierzała poprzestać. Jako że gitara niewymagająca tradycyjnego strojenia wciąż jawiła się jako wyzwanie czekające na śmiałków, a Gibson nabierał coraz większej ochoty na przeprowadzenie prawdziwej rewolucji, nic nie stało na przeszkodzie, żeby nie po raz pierwszy w historii niemiecka technologia pomogła spełnić amerykańskie marzenia.

2008 Gibson LP Robot – pierwsza edycja

Początkowe eksperymenty Gibsona z systemem automatycznego strojenia firmy Tronical trudno było traktować inaczej niż jako ciekawostkę. Futurystyczne gitary z serii ROBOT, produkowane w różnych odsłonach już od roku 2007, stanowiły marginalną cześć oferty i miały raczej koncepcyjny charakter. Nic w każdym razie nie wskazywało na to, by technologia zastosowana do ich skonstruowania, zagrozić mogła tradycyjnym instrumentom. Obecny w tych gitarach system strojenia, choć pracowano na jego dyskrecję i bezinwazyjność, wciąż złożony był z elementów rozlokowanych w różnych miejscach instrumentu, przez co nadal robił wrażenie pozszywanego z kawałków potwora Frankensteina. W przeciwieństwie do TransPerformance firma Chrisa Adamsa posiadała jednak umiejętność wycofywania się ze ślepych uliczek. Niezłe, acz niemogące dawać pełnej satysfakcji rozwiązanie, zaproponowane na początku współpracy z Gibsonem, wkrótce zostało gruntownie przekonstruowane wg zupełnie nowej filozofii. Tak narodził się Tronical Tune znany miłośnikom Gibsona najpierw jako MinETune, a po niewielkiej modernizacji G Force.

2008 Robot
2013 Min-ETune
2015 G Force
2016 G Force

Gibson musiał być bardzo pewny możliwości G Force’a skoro zdecydował się na zaoferowanie go wszystkim swoim klientom w roku 2015. Jak nie trudno zgadnąć wielu użytkowników nie podzieliło entuzjazmu producenta i początkowo kontrowersyjny stroik chwalony był tylko za bezinwazyjność pozwalającą z łatwością i bez żadnych konsekwencji zastąpić go tradycyjnymi kluczami.

Chęć szybkiego usunięcia G Force’a nie może dziwić, aby ją stłumić trzeba wykazać się anielską cierpliwością. Choć podstawowe strojenie odbywa się od razu po wciśnięciu włącznika, opanowanie wszystkich funkcji może przyprawić o zawrót głowy. G Force ma niestety niewiele wspólnego z intuicyjnością i wymaga od użytkownika pamięciowego opanowania kombinacji klawiszy potrzebnych do uruchomienia żądanej funkcji. Brak porządnego wyświetlacza sprawia, że skazani jesteśmy na błądzenie po opcjach, opierając się jedynie o enigmatyczne komunikaty migających kolorowo liter eADGBE. Taki interfejs przypomina archaiczny programator pralki lub piekarnika i zupełnie nie licuje z tym do czego przyzwyczaiły nas nowoczesne technologie.

Nie zachęca do dłuższego kontaktu ze stroikiem także kultura jego pracy. Klucze obracają się z dźwiękiem przypominającym ten wydawany przez napęd zabawki na baterie. „Zostałem wyprodukowany w Chinach” – zdaje się komunikować mechanizm. Jak większość elektroniki G-Force potrafi też płatać figle. Jeśli będziemy stroić struny po kolei, otrzymamy wzorowe rezultaty (za to oklaski), jednak próba doprowadzenia do porządku w sposób szybki i efektowny wszystkich strun na raz może skończyć się w skrajnych przypadkach tym, że zamiast perfekcyjnie czystego arpeggio, usłyszymy ćwierćtonową balladę hinduskich pasterzy. Zasada ograniczonego zaufania dla trybu polifonicznego jest jak najbardziej wskazana.

Min-ETune od zaplecza

G Force chyba bardziej niż samym automatycznym strojeniem przyciąga możliwością przełączania się szybko między zapisanymi w bankach strojami (również niestandardowymi). Jeśli eksplorując dyskografię Van Halena, zapragniemy przerwać na chwilę, by zagrać kilka stuletnich szlagierów z delty Missisipi w stroju open A, nic nie stanie nam na przeszkodzie. Należałoby jednak pamiętać, że kompleksowe przestrojenie gitary powinno także uwzględniać korektę gryfu, menzury i akcji strun, czego G Force’a nam nie zaoferuje. Potrzebne mogą okazać się w tej kwestii pewne kompromisy, ale i tak trzeba zauważyć drzemiący potencjał dla kompozytorów i miłośników eksperymentów.

Warunkiem prawidłowej pracy systemu jest oczywiście dokładne założenie strun. Odbywa się to niestety także trochę inaczej niż w przypadku kluczy tradycyjnych. Struny trzeba w odpowiedni sposób i z najwyższą starannością okręcić wokół trzpieni, a następnie zablokować nakrętką (grube sprawiają kłopot). Do nawijania przygotowany został specjalny tryb, nie powinno się używać korbki. Jeśli założymy inny rozmiar niż poprzednio, może też zajść konieczność kalibracji. Pułapki jak widać czyhają na każdym kroku i instrukcja obsługi może okazać się niezbędna. Nawet możliwość ręcznego strojenia nie pozwala poczuć się swojo, bo siłowanie się ze skrzeczącym mechanizmem i przeciwny w stosunku do tradycyjnego (w przypadku strun basowych) kierunek obrotu klucza tylko mąci w głowie.

Niejeden gitarzysta rozczarował się też tym, że pomimo zastosowania tak zaawansowanej technologii, jego gitara nadal się rozstraja. Cóż, G Force nie monitoruje w żaden sposób stabilności stroju, ani tym bardziej permanentnie go nie utrzymuje (to byłaby dopiero magia!). W czasie gry urządzenie jest wyłączone i jeśli któraś struna niespodziewanie puści nie otrzymamy żadnej pomocy. Nie przyczynił się też G Force (bo nie mógł) do rozwiązania problemów wynikających z niefortunnej konstrukcji gibsonowskich główek z układem kluczy 3+3. Dostrajanie niesfornej struny G w locie wciąż musi pozostać podstawową umiejętnością, jednak prawidłowo ustawiony, sprawny instrument nie ma najmniejszych problemów z osiągnięciem akceptowalnego poziomu w kwestii strojenia.

Tronical Tune, pomimo niedoskonałości, wykonuje powierzone mu zadania prawidłowo. Może nie wprawia przy tym w zachwyt, ale dobrze rokuje na przyszłość. Choć został chłodno przyjęty przez miłośników Gibsona i tak okrzyknięto go jedną z największych gitarowych innowacji ostatnich lat. Obecnie firma Tronical oferuje swój system w wersjach do wszystkich popularnych typów gitar. Urządzenie wkrótce doczeka się pewnie nowych, szybszych i dokładniejszych następców, za sprawą których jego obecna wersja odesłana zostanie na technologiczny cmentarz, gdzie dzisiaj spoczywają już systemy Robot i MinETune. Taki los współczesnej elektroniki. Jeśli nie zniechęcimy się do urządzenia na początku i poświęcimy trochę czasu na opanowanie jego funkcji z pewnością dostrzeżemy korzyści wynikające z jego użytkowania. Grozi nam nawet przyzwyczajenie do luksusu. Niestety pierwszy kontakt bywa bardzo bolesny i łatwa możliwość pozbycia się stroika może być dla wielu bardzo kusząca.

bateria i ładowarka min-etune

Trudno obwiniać G Force’a za klęskę linii 2015. Większy sprzeciw niż konkretne zmiany budziła bowiem buta, z jaką Gibson zamknął w rezerwacie Custom Shopu tradycyjne specyfikacje, nie pozostawiając wyboru między choćby namiastką klasyki, a kosmicznymi innowacjami. G Force znalazł się pod ostrzałem krytyki nie z powodu swoich wad, lecz dlatego że stał się symbolem zbezczeszczenia tradycji. Gibson sądził, że niczym Henry Ford otwierający fabrykę samochodów w czasach, kiedy wciąż marzyło się jedynie o szybkim koniu, nie pytając nikogo o zdanie, stworzy z dnia na dzień nową rzeczywistość, którą bez szemrania zaakceptują i kupią masy. Niestety intencje te zostały zinterpretowane jako nieszczere i pełne obłudy. Innowacja powinna przecież w sposób naturalny wypierać dotychczasowe rozwiązania a w tym przypadku jednocześnie promowano „nowoczesną fabrykę samochodów” z napisem Gibson USA i „starą stajnię” o nazwie Gibson Custom Shop. Czy można bronić tradycji i jednocześnie się przeciwko niej buntować? Ukrywanie rozdwojenia jaźni do niedawna udawało się Gibsonowi nie najgorzej, ale w roku 2015 miarka się przebrała i brak wspólnej tożsamości między poszczególnymi oddziałami firmy stał się dla klientów zbyt widoczny, trudny do zaakceptowania i słusznie zinterpretowany jako bezduszny skok na kasę.

min-etune wewnątrz

Niezliczonym błędom popełnionym przez Gibsona wprowadzającego swój szalony plan, należałoby poświęcić oddzielny artykuł. Teraz wystarczy wspomnieć, że niesatysfakcjonująca sprzedaż wymusiła konieczność obniżenia cen, wycofania się rakiem z kontrowersyjnej strategii marketingowej i przywrócenia do sprzedaży tradycyjnych modeli linii Gibson USA. Upust swojej innowacyjności producent daje jednak nadal (tym razem oferując wybór) w ramach linii High Performance. Kolejne lata pokażą czy znajdzie ona tylu zwolenników, by uniknąć redukcji do rangi małej serii dla grona entuzjastów lub definitywnego wycofania z produkcji.

Linia 2015 to nie pierwsza marketingowa klapa firmy. Właściwie cała historia Gibsona obfituje w niewypały, które dopiero po czasie doczekały się uznania. Jak będzie tym razem? Gdy powstają te słowa, zalegające wciąż w sklepowych magazynach niesławne instrumenty z roku 2015 oferowane są na wyprzedażach w niezwykle zachęcających cenach. Wiele osób dopiero w tym momencie decyduje się na nieobarczony już ryzykiem wpadki finansowej zakup nowoczesnego Gibsona z systemem firmy Tronical. W ten wstydliwy nieco sposób, bez bicia dzwonów i huku braw, gitary, które stroją się same zaczynają trafiać pod strzechy. Nie tak to sobie zapewne Gibson wymarzył, ale chwiejny krok w przyszłość udało się jednak postawić.

Michał Wichowski

Join the discussion One Comment

  • Jakub pisze:

    Witam

    Na wstępie chciałbym pogratulować pomysłu na portal oraz jego realizacji. Mimo początkowej fazy rozwoju tej strony, widać profesjonalizm, pasję i chęć przekazania wiedzy. Przyciąga zwłaszcza to ostatnie.

    Tym bardziej ucieszył mnie widok artykułu nt. samostrojących się gitar Gibsona. Niedawno sam nabyłem model SG 2015. Nie będę ukrywał, że jestem pasjonatem amatorem. Jest to moja pierwsza „poważna” gitara, którą posiadam od kilku miesięcy. Nie mam dużego porównania z innymi modelami, jednak chciałbym podzielić się kilkoma moimi spostrzeżeniami jako użytkownika. Mimo sprzecznych opinii nt. „rewolucyjnego” rocznika, postanowiłem dać mu szansę. Główną kontrowersję wzbudzał fakt zamontowania we wszystkich „flagowych” seriach stroika GForce. Jeżeli chodzi o samą ideę – jestem jak najbardziej za. Mimo tradycyjnego i konserwatywnego podejścia, stwierdziłem, że GForce może być pewnym krokiem na przód. Sam stroik działa dość dobrze – stroi. Fakt, który niestety zniechęca do użytkowania to, tak jak wspomnieliście w artykule, „plastikowy dźwięk”, który przysparza raczej o śmiech niż o podziw oraz kontrola ustawień. Do dyspozycji mamy „x” banków na różne konfiguracje strojenia, jednak czas potrzebny na znalezienie odpowiedniej opcji (bez wyciągania instrukcji do tunera) przekracza czas, który tradycyjnie poświęcilibyśmy na przestrojenie. Największym jednak mankamentem jest dla mnie nietrzymanie stroju podczas gry. Nie jestem wymagającym użytkownikiem, nie mam ucha wirtuoza, jednak czuję, że podczas standardowej dwugodzinnej próby, gitara wymaga nastrojenia conajmniej 2, 3 razy, w przeciwieństwie do Epiphona, którego no-namowe klucze trzymają bez poprawek przez kilka dni grania. Fakt nietrzymania prawidłowego napięcia jest głównym powodem, który zniechęca do tego urządzenia i tego, iż samo urządzenie jest bardzo proste, to jednak zgodnie z zasadą „the simpler the better” skłaniam się ku wymianie kluczy na standardowe gibsonowskie.

    Nie wiem jednak, czy zgodzę się z tym, iż stroiki są odpowiedzialne za klapę linii 2015. Stroiki montowane były także obowiązkowo w modelach 2014, które w moim mniemaniu były całkiem udaną serią. Trzeba pamiętać, że oprócz Gforce, w roku 2015 wprowadzono także szersze gryfy, mosiężny próg zerowy oraz wizualne dodatki typu sygnatura „les paul 100” oraz ograniczenie liczby wykończeń kolorystycznych. Mam wrażenie, że innowacja, która nie była zbyt pożądana przez potencjalnych użytkowników, była po prostu zbyt rozbudowana i dotyczyła wielu zbyt aspektów. Ja raczej potraktowałem mojego SG 2015 jako model, który historycznie może być ciekawostką, lub egzemplarzem kolekcjonerskim. Poza nieszczesnymi stroikami, dostajemy fajną gitare z mosiężnym, regulowanym progiem zero, mostkiem z tytanowymi siodełkami, rozłączanymi cewkami (chyba nie ma w 2016), twardym casem (w 2016 chyba tylko w wersji HP) oraz z inkrustacjami z masy perłowej (nie akrylowymi). Gryf sam w sobie jest szerszy (niekoniecznie gruby), ale przyjemny w grze. Myśle, że gitara ta posłuży mi co najmniej kilka lat.

    Pozdrawiam autorów i życzę powodzenia w prowadzeniu strony.

    I czekam na więcej ciekawostek typu tuner a la Darth Vader :)